Jak stawiać granice w relacjach z ludźmi ?

wpis w: Rozwój | 0

Wyobraźmy sobie piękny ogród. Taki z zieloną, momentami nierówną trawą, wydeptaną ścieżką pośrodku. Z drzewami wiśni i orzecha. Z krzakami porzeczek i agrestu. Z kwiatami. Ogród otoczony bramą. Taki, do którego chce się być zapraszanym i w którym chce się być goszczonym, siedząc w altanie i gawędząc z przyjaciółką. Stop. Teraz zobaczmy ten sam ogród bez bramy – wyznaczonej ścieżki nie ma, bo w zasadzie cała trawa jest zadeptana, a ponieważ każdy może tam wejść to drzewo wiśni ma trochę pozrywanych gałęzi, a porzeczek już nie ma. Porozmawiać też spokojnie nie można, bo przechodzi tu mnóstwo nieznajomych. Brak intymności.

Nasze granice to bramy. Bramy, które wyznaczają nasze wewnętrzne terytorium i pokazują innym ludziom jak blisko mogą podejść. Granice to przestrzeń, która wyznacza moją odrębność i chroni mnie przed ingerencją „z zewnątrz”. Stanowią o wszystkim tym, co zależy ode mnie i należy do mnie. Stawiam granice, kiedy jasno określam to, co myślę, czuję, potrzebuję.

Skąd mam wiedzieć, że tu właśnie przebiega moja granica?

Zanim zaczniemy „demonstrować” innym nasze terytorium, ważne, żebyśmy sami najpierw wiedzieli gdzie leżą nasze granice. Uświadomienie sobie naszych potrzeb, to zdecydowanie pierwszy krok. Dla młodej mamy takim pierwszym krokiem ku realizacji potrzeby prywatności może być po prostu zamykanie drzwi do łazienki kiedy potrzebuje wziąć prysznic (choć dziecięca kreatywność potrafi obejść i tę przeszkodę :) ). Jeśli potrzebujemy wsparcia, przynależności, na ogół dołączamy do jakiejś grupy, wspólnoty, z kolei kiedy chcemy być niezależni, dążymy do tego – na przykład starając się zarabiać jak najwięcej. Ważne, żeby nazwać to, czego potrzebuję. Najlepiej wprost – „potrzebuję snu/wsparcia/przestrzeni/przygody …” Dlaczego to takie ważne? A dlatego, że trudno będzie nam zaakceptować czyjeś granice jeśli nie będziemy świadomi istnienia własnych. To trochę tak, jak z mówieniem „nie” – jeśli sami nie czujemy, że możemy odmówić zrobienia czegoś, czego robić nie chcemy, w „nie” drugiego człowieka możemy doszukiwać się złej woli („Nie chce mi pomóc, jest leniwa” zamiast „Pewnie potrzebuje odpoczynku, dlatego nie może mi pomóc”), czy też odebrać odmowę bardzo osobiście, jako skierowaną przeciwko nam („Pewnie mnie nie lubi, dlatego nie chce wpaść dziś na kawę” zamiast tysiąca realnych powodów dla których koleżanka na tę kawę naprawdę nie może przyjść).

Dlaczego czasem jest nam trudno bronić własnych granic?

Powodów może być wiele. Najczęściej są to:

  • Przekazy z dzieciństwa. Pamiętacie słynne „dzieci i ryby głosu nie mają”? No właśnie, często po prostu czujemy, że nie mamy prawa bronić własnych granic,

  • Boimy się, że inni „i tak nie zrozumieją” bądź odbiorą naszą odpowiedź (np. odmowę) jako atak,

  • Nie chcemy narażać naszej relacji z drugą osobą,

  • Obawiamy się, że będziemy musieli się tłumaczyć, że nie znajdziemy odpowiednich argumentów dla swojego stanowiska i, w związku z tym, skompromitujemy się w oczach innych ludzi.

Granice a asertywność. Tak i nie.

No właśnie, jak to jest z tą asertywnością? Mówi się, że asertywność to sztuka odmawiania, mówienia „nie”. To duże uproszczenie. Bo być asertywnym to potrafić otwarcie wyrazić siebie. Nie tylko powiedzeniem o tym, czego nie chcę, nie potrzebuję – chociaż myślę sobie, że to jest trudniejsza część całej tej asertywności :) Asertywność to także moje szeroko pojęte „tak”. To moja wewnętrzna, w pełni świadoma zgoda na coś. Zgodzę się z Jesperem Juulem, duńskim terapeutą rodzinnym, który pisze, że „dla jakości wzajemnych relacji trzeba czasem powiedzieć NIE, żeby sobie samemu móc powiedzieć TAK.” I choć lubimy się zgadzać, lubimy gdy ludzie się z nami zgadzają, bo wtedy jest miło i przyjemnie to okazuje się, że „ludzie, którzy lubią mówić TAK, rzadko akceptują, kiedy ktoś mówi do nich NIE”. Skomplikowane? Odrobinę, ale uważam, że ma to sens. I znowu okazuje się, że praca nad różnymi aspektami relacji międzyludzkich zatacza konsekwentnie krąg w kierunku samego siebie. Bo żeby stać się bardziej wartościowymi (rozmówcami, towarzyszami…) dla innych, najpierw warto określić samego siebie.

Jak umiejętnie stawiać granice?

Nauka stawiania granic to proces. Nic nie dzieje się od razu, potrzeba czasu, żeby zaszły zmiany. To bardzo ważne, żeby dać sobie czas. A prócz tego warto:

  • Ćwiczyć mówienie o swoich oczekiwaniach, potrzebach w sytuacjach dla siebie bezpiecznych. Co oznacza, że na przykład jeśli nigdy nie odmawiałaś swojej mamie to pewnie trudno będzie to na początku wypracować. Warto zastanowić się, komu łatwiej jest mi postawić granice – może siostrze/bratu? Może przyjaciółce? Trening czyni mistrza. Warto zacząć od sytuacji „prostych” i stopniowo podnosić sobie poprzeczkę.
  • Pamiętać, że nie musisz tłumaczyć się z każdej decyzji. Paradoksalnie, zaczynając szukać za każdym razem argumentów dlaczego postępuję tak a nie inaczej zostawiam możliwość „negocjacji”. „Osłabiam” swoje stanowisko.
  • Mówić o sobie: „Ja chcę/nie chcę …”; używaj raczej „Komunikatu Ja” zamiast skupiać się na mówieniu „Ty”
  • Mieć na uwadze to, że obrona swoich granic może spowodować niezadowolenie rozmówcy. To ważne, by uświadomić sobie ten fakt i być przygotowanym na wachlarz emocji takich jak złość, smutek, żal czy rozczarowanie

 

Warto pamiętać, że granice nie są niezmiennymi zasadami. Granice bywają elastyczne – świadomie dostosowujemy je do sytuacji.

Na koniec napiszę jeszcze coś dla mnie ważnego – to, że określimy nasze granice bardzo wyraźnie i jesteśmy ich świadomi nie oznacza, że inni nie będą próbowali ich przekroczyć. Mogą chcieć to robić. Często spotykam rodziców, którzy usłyszeli od pań w przedszkolu/szkole, że „skoro dziecko przekracza granice to prawdopodobnie rodzice nie dość jasno je definiują w domu”. Nie mogę się z tym zgodzić. Dzieci, nastolatki, dorośli będą testować granice – swoje, rodziców, nauczycieli, księży. To, że je przekraczamy jest już trochę wpisane w nasz szeroko pojęty rozwój.

Dobrze jest o tym pamiętać.